Do tego położonego na zachodnim wybrzeżu Szwecji miasta poleciłam już po raz trzeci w tym roku- ale służbowo. I jak to najczęściej wygląda podczas takich wyjazdów do tej pory widziałam tylko hotel, biuro i ekran komputera. Na szczęście za trzecim razem udało mi się znaleźć czas na szybki spacer po Göteborgu.
Jedyne zwiedzanie na jakie mogłam sobie pozwolić do tej pory to patrzenie przez szybę w taksówce. Na szczęście tym razem, udało mi się wychylić nos zza laptopa i zobaczyć coś więcej. Jeżeli tak jak ja macie mało czasu potraktujcie przejście przez lotnisko jako początek zwiedzania. Proponuje skupić się na podziwianiu (pięknych!) pojemników do recyklingu rozstawionych co 2-3 metry oraz na wszechobecnym Volvo. Samochody tej marki stoją pomiędzy sklepami i restauracjami. Kiedy będziecie odbierać bagaż zobaczycie zmieniający się w zależności od aktualnej kampanii wielki bilbord tej marki. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam mówił przyjaźnie: Welcome in the city of Volvo. Tak, Volvo powstało w Göteborgu. I jeżeli zechcecie spędzić kilka dni w tym mieście na pewno nie będziecie w stanie o tym zapomnieć. Gdyby w moim hotelowym pokoju była lodówka – Volvo wyskoczyłoby i z niej. Tym, którym wciąż będzie mało polecam zobaczyć muzeum poświęcone tej marce (bilet 100 SEK/ok. 50 zł) .
Miasto kranówki i rowerów
Normalne, regularne zwiedzania najlepiej zacząć od centrum miasta. Najłatwiej dostać się do niego busem z lotniska (105 SEK/ok. 52 zł) wysiadając na Kungsportsplatsen. Tam też mieści się informacja turystyczna. Gdziekolwiek jestem, zawsze poszukuję takich miejsc. Można zapytać jak najłatwiej dotrzeć z punktu A do punktu B, a czasem dowiedzieć się o atrakcjach, których nie ma w przewodniku. W informacji turystycznej w Göteborgu jest jednak coś jeszcze. Ściana z pięknie wyeksponowanym kranikiem na wodę. Witaj, tu pijemy wodę z kranu! Taki komunikat otrzyma każdy zbłąkany turysta. Jak możecie się domyślić, miasto od razu zaczęło mi się podobać! Mogłam kontynuować zwiedzanie w dobrym nastroju.
Poruszając się pieszo szybko zauważyłam, że Göteborg to nie tylko miasto Volvo, ale też rowerów! Mijały mnie na ulicach, a jeszcze więcej stało przed biurami i restauracjami. Nic dziwnego, patrząc na tutejszą infrastrukturę. Zasadniczo, wszędzie tam, gdzie możesz dotrzeć pieszo można też dojechać rowerem. Ścieżki spacerowe (bo to raczej dróżki niż chodniki) idą równolegle z pasem dla rowerzystów.
Nad samym morzem, na wyspach w okolicach Göteborga ruch samochodowy nie istnieje w ogóle. Jedyny środek komunikacji to łódki lub właśnie rowery. Niestety z powodu ograniczonych zasobów czasowych nie dotarłam do tego najpiękniejszego regionu, gdzie można poczuć prawdziwy szwedzki klimat i obcować z dziką przyrodą. Kto wie, może następnym razem? Pozostało mi spacerowanie betonową zatoką w kierunku Feskekörki. Kolejnego obowiązkowego punktu na mapie dla tych, którzy nie mieli tyle szczęścia żeby znaleźć się nad morzem. Słynny targ najlepiej odwiedzić wcześnie rano. Wtedy zbierają się na nim dostawcy ryb i owoców morza (podobno najlepszych w Szwecji), żeby sprzedawać swoje lokalne produkty. Jeżeli chodzi o sam budynek, to najlepiej prezentuje się wieczorem – pięknie oświetlony. W południe znajdujący się obok parking odbiera mu blask.
Haga Nygata
Wiedziałam, że od Feskekörki chciałabym dotrzeć do dzielnicy zwanej Haga mającej być kulturalnym centrum miasta. Obrałam więc odpowiedni kierunek na mapie i… myślałam, że zgubiłam się co najmniej 3 razy. Nigdzie nie było widać sklepów ani kawiarni. Na ulicach żywej duszy, mimo, że zawieszone pomiędzy budynkami litery HAGA sugerowałyby, że jestem na miejscu.
Informacja do zapamiętania: Poniedziałek to najgorszy dzień na tego typu ekspedycje. Sklepy i lokale są otwarte krócej, a niektóre nie są otwierane w ogóle! Miejcie to na uwadze, chcąc np. kupić coś o 17.00. Uprzedzam, żebyście nie dowiedzieli się o tych zależnościach tak jak ja- czyli po fakcie :).
Kiedy już myślałam, że nic z tego i oszukało mnie google natrafiłam na uliczkę Hyga Nygata. Będącą malutkim bijącym sercem miasta. Znajdzie tutaj bogato zaopatrzony sklep ze starociami wystawiający tani, jak na szwedzkie warunki, towar na ulicę. Uroczy antykwariat- przydatny, pod warunkiem, że czytacie po szwedzku. Wspaniałą herbaciarnie, gdzie można zrobić zakupy do własnego opakowania oraz niespotykane nigdzie indziej autorskie kramiki z rękodziełem lub artystycznymi wyrobami. Mnie zafascynował ogromny wybór metalowych wykrawaczek do ciastek, przebijający nawet kuchnię Masterchefa. Malutkie kaczuszki, króliczki, czy postacie z Muminków to tylko niektóre z dostępnych kształtów.
Znajdzie tu też sklep dla miłośników mangi i anime- KAWAI, oraz bardzo dziwne miejsce pełne różu, fioletu, brokatu i lukru- Unicorn sons. Dla mnie zdecydowanie zbyt dużo plastiku i nie mających zastosowania gadżecików, ale może komuś się spodoba. Niewątpliwie zapada w pamięć na długo.
Magiczne kawiarenki
Kolejna składowa ulicy to kawiarnie. Szczególnie polecam dwie z nich. Przede wszystkim znajdującą się na końcu ulicy, ojczyznę największej na świecie bułki z cynamonem – Caffe Husaren. Znajdująca się w XIX wiecznej zabytkowej kamienicy jest obowiązkowym miejsce dla każdego poszukiwacza lokalnych smaków. Oprócz hagabullen (wspomniana wyżej bułka) możecie spróbować tutaj wielu szwedzkich, słodkich wypieków, czy napić się aromatycznej kawy i herbaty. Wszystko podane tak, żeby było zero waste. O wrażeniach z próbowania przeczytacie tutaj.
Kolejne magiczne miejsce na kawę lub ciastko oczarowało mnie wystrojem. Le Pettit Parisien od progu zabiera do magicznej bajkowej krainy. Rysunki motyli i egzotycznych ptaków na ścianach w kwiecistą kolorową tapetę, trochę poniszczone wiekowe meble to zdecydowanie moja estetyka. Niezwykły klimat tego miejsca starają się oddać moje nieudolne fotografie. Wnętrze było dość ciemne, a ja posługiwałam się aparatem o jakości kalkulatora, więc to czego nie zobaczycie na zdjęciach dopowiedzcie sobie w wyobraźni. 🙂
Haga Nygata dodaje miastu blasku, który odbierają mu przemysłowe dzielnice. Ulicami i parkingami rządzi Volvo, a kontrolę nad betonową zatoką sprawuje Stena Lina. Ich ogromne promy pasażerskie górują nad wybrzeżem. Nawet największa turystyczna atrakcja: park rozrywki Liseberg poza sezonem straszy swoimi żelaznymi konstrukcjami.
Moje ekspresowe zwiedzanie nie wyczerpuje możliwości jakie daje Göteborg. Na pewno możecie znaleźć tu jeszcze inne, nie tak oczywiste atrakcje, gdybyście mieli jednak tylko kilka godzin biegnijcie od razu w kierunki Hagi (wpadając wcześniej po trochę wody do informacji turystycznej. 😉 Dzięki niej, miasto do tej pory kojarzone jedynie z pracą do późna zyskało smak słodkich wypieków z Cafe Husaren. Z bezosobowej „lokalizacji” przeistoczyło się w miejsce, w którym byłam naprawdę, choć tylko na chwilę.
No Comments