W skrzynce pocztowej znalazłam katalog IKEI. Byłam w szoku, ale podobno w Warszawie to normalne. Zawsze w okolicach września opasły tom z nową kolekcją mebli pojawia się między listami.
Teraz uważam, że wrzucanie takiej publikacji do wszystkich skrzynek na osiedlu to marnowanie papieru. Kiedyś byłabym zachwycona. Pochodzę z miasta, w którym IKEI nie ma. Trzeba było do niej jechać 3 godziny lub prosić bliskich i sąsiadów, żeby przywieźli nam to co sobie wymarzyliśmy. Katalog przekazywało się z domu do domu, jak jakąś rzadką książkę.
Mimo to, bardziej od katalogów pamiętam ikeowe ołówki. Kiedy 150-200 km od nas wybudowano szwedzki sklep nasze życie zaczęło się zmieniać. Składane, proste meble to jedno, ale dla mnie- uczennicy podstawówki, bardziej liczyły się te pojawiające się w piórnikach koleżanek przybory kreślarskie. Ołówki z IKEI to było coś. Jak symbol cudownego, nieznanego świata. Wy też tak mieliście? Czy może ołówkomania nie dotknęła Was ani trochę? Ok, to nie były Świeżaki ale jednak 🙂 .
Ołówki z IKEI
Podobała mi się myśl, że gdzieś (całkiem niedaleko) jest sklep, w którym można wziąć sobie takie malutkie ołówki do domu. Można ich wziąć ile się chce i do tego są ZA DARMO. Teraz, gdy o tym myślę wydaje mi się to objawem totalnego obciachu i zachowaniem niczym chytra baba z Radamia i Janusz plażingu zza parawanu w Jastarni. Ale wtedy chciałam je mieć. Rysowałam dużo. Wszystkie pieniądze jakie dostawałam wydawałam na przybory kreślarskie, kredki i farby. Kręciło mnie wszystko co zostawiało ślad na papierze, a małe, poręczne ołówki były wyjątkowe. Dlaczego w ogóle o nich piszę?
Ostatnio na fali sprzątania całego domu z Mari Kondo i w mojej drodze do minimalizmu zaczęłam porządkować metalową skrzynkę po Rafaelo, w której od 7 – 8 lat trzymam przybory do rysowania. Pomiędzy kredkami zaczęły pojawiać się ołówki: HB, B4, ołówek z IKEI, ołówek z IKEI, ołówek z IKEI…
Poniżej moje kompletne znalezisko.
Dużo za dużo
Dziewięć sztuk. Trochę dużo za dużo… . Co ciekawe od czasów, w których z radością przynosiłam je z zakupów minęło z 10 lat i przeprowadzałam się w tym czasie 15 razy (osobna historia 😉 ). Skąd w takim razie mam ich, aż tyle? Przez te wszystkie lata przechowywałam ołówki, których nie używałam i które wzięłam nie wiadomo po co. Zmieniałam z nimi mieszkania i miasta, choć nigdy nie były mi potrzebne, a już na pewno nie w takiej ilości. Musiałam je widzieć setki razy i pewnie zawsze robiłam to co się robi podczas sprzątania- bez zastanawiania odkładałam je na miejsce, do kredek.
Dopiero kiedy wyjęłam całą zawartość mojej puszki na skarby i ułożyłam wszystkie ołówki obok siebie zobaczyłam ile ich naprawdę jest– dziękuję Marie Kondo, pierwsze rady z Twojej książki zastosowane.
Patrząc na to ołówkowe znalezisko cieszę się, że już nie potrzebuje biegać po DARMOWE gadżety ze sklepów i eventów i nie zaśmiecam nimi mojej przestrzeni. Zbędne przedmioty oddaje, tam gdzie mogą spełniać swoją rolę, czyli być użyteczne. Dlatego też katalog z Ikei trafił do znajomych do których „wspaniała” warszawska tradycja wrzucania pół kilo papieru do każdej skrzynki jeszcze nie dotarła. Cieszyli się jak ja w podstawówce 🙂 . Jeżeli chodzi o ołówki to postanowiłam, że wrócą tam, gdzie ich prawdziwe miejsce. Zatemperowałam je i przy najbliższej okazji wrzucę je tam, skąd wzięłam je wiele lat temu. Do pojemnika w IKEI. Jeżeli każdy, kto ich użyje odłoży je na miejsce, zamiast pakować do kieszeni, może jeszcze kiedyś przez chwilę z nich skorzystam. Chociaż teraz zamiast zapisywać zdjęcia regałów i miejsce artykułów w magazynie robię po prostu zdjęcie etykietom.
2 komentarze
Ok rok temu miałam incydent w IKEA. Widziałam jak dziewczynka na oko 13 letnia pakuje do torby ołówki. Nie dwa, nie dziewięć. Całe garście – ile w pojemniku. Podeszłam i zwróciłam uwagę, czemu tak robi, że można brać jeden, a to już jest kradzież. Speszyła się i poleciała poskarżyć tacie, który przyleciał do mnie wyzywając mnie i mało mnie nie pobił…
Myślę, że powinien Ci podziękować zamiast krzyczeć 😉 Niestety często się z tym spotykam, gdy pracowałam podczas eventów „znikneło” nam nagle 200 długopisów, które miały starczyć na całodniową imprezę, bo właśnie ktoś zapakował sobie cały pojemnik :(. Dobrze jednak, że coraz więcej ludzi zwraca uwagę, że to nie jest w porządku 🙂