Dostałam wiadomość, w której pojawiło się pytanie: Czy kupowanie na wagę ma sens jeśli supermarkety wsypują ziarno do pojemników z małych 1-2 kilogramowych worków? Po co odmawiać opakowań, skoro towar jest przywożony do sklepów w foli? Czy zero waste ma w ogóle jakieś znaczenie?
Długo zastanawiałam się nad tym pytaniem i tym jak ja rozumiem zero waste. Myślę, że lubimy przedstawiać ruchy społeczne takie jak zero/less/no waste jako coś nowoczesnego, wymyślonego na potrzeby współczesnego, zalanego plastikiem świata – ale tak nie jest. Zero waste, w swojej podstawowej formie, znamy wszyscy od dawna, bo to po prostu optymalizacja.
Najpierw się zastanów
Piramida zero waste zaczyna się od refuse, czyli odmawiaj. Ja dodałbym wcześniej jeszcze jeden poziom: rethink, czyli przemyśl. Pierwszym krokiem w minimalizowaniu zawartości kosza na śmieci powinno być przyjrzenie się temu, co się wyrzuca. Co najczęściej ląduje w kuble schowanym pod zlewem? Opakowania po jogurtach, obierki czy może niedojedzona kolacja?
Kolejny etap to sprawdzenie lodówki, szafek w kuchni, zakamarków na przedpokoju, szafy w sypialni, półek w salonie i zawartości kosmetyczki. Czy potrzebujesz trzech różnych kremów do twarzy? Może wystarczy jeden z dobrym, naturalnym składem? Ile masz par butów? – chodzisz we wszystkich czy liczysz, że te które obtarły Cię do krwi kiedyś staną się wygodne jak tenisówki?
Zaraz powiecie: Ej, ale to nie zero waste! To minimalizm i sprzątanie mieszkania! Wiecie co Wam wtedy odpowiem? Na pierwszym etapie wprowadzania zmian – to jedno i to samo – optymalizacja.
Minimaliści eliminują ze swojego życia niepotrzebne przedmioty, dążący do zero waste chcą pozbyć się śmieci – ale śmieci to przecież z definicji coś niepotrzebnego. Widzicie dokąd zmierzam?
Zero waste to mniej marnowania
Optymalizacja to eliminowanie marnotrawstwa. Jeśli, kiedy gotujesz ziemniaki zawsze zostają Ci dwa (których nikt nie chce), może warto wrzucać do garnka o dwa mniej? To oszczędność, ale też dążenie do less waste. Jeśli resztki obiadu nie trafiają do Twojego kosza, to już robisz krok w kierunku zero waste. Nawet jeśli wcześniej tak o tym nie myślałeś.
Czy niemarnowanie ma coś wspólnego z ograniczeniem plastiku? Bardzo dużo. Wyprodukowanie, przywiezienie i sprzedanie czegokolwiek wymaga zaangażowania wielu osób i dużych nakładów pracy. Jeśli ten wysiłek poszedł na stworzenie kolejnego, jednorazowego widelczyka, który będzie używany tylko kilka minut – to energia i zasoby zostały zmarnowane.
Duże opakowanie lepsze od małego?
Zamiast kupować kilka małych produktów, kup jeden duży – przeczytacie po wpisaniu w wyszukiwarkę frazy: jak zminimalizować ilość śmieci w domu? Czasem to się sprawdza. Jeśli codziennie wyrzucasz cztery małe pojemniczki po jogurcie – lepiej będzie kupić jeden duży np. litrowy produkt. Zamiast kupować kilogramowe opakowanie proszku, możesz wybrać takie o pojemności pięciu kilo (tak, można też zrobić proszek samemu;) ). Jednak jeśli kupujecie wielkie opakowania mleka roślinnego, kilkanaście pomidorów czy duże opakowanie kaszy – a potem musicie wywalić połowę, bo się zepsuło, spleśniało albo zwietrzało to nie jest to zero waste. Nawet jeśli kupiliście bez opakowania, albo w papierze lub szkle.
Czyli kupować mniej?
Nie chodzi o to, żeby kupować mniej lub więcej, ale dokładnie tyle, ile się potrzebuje. Dlatego tak doceniam produkty dostępne luzem, które pakuję do swoich opakowań. Jeśli wiem, że coś mi smakuje – biorę dużo. Kiedy mam ochotę na wypróbowanie nowych smaków – nie muszę decydować się na pół kilogramowe opakowanie.
W domowej kuchni większość produktów przechowuję w słoikach, dzięki temu od razu widzę co jeszcze mam, a o czym warto pamiętać przy następnych zakupach. Wydaje mniej pieniędzy, bo nie kupuję na zapas, albo dlatego, że „wydawało mi się, że to się już skończyło” (mimo, że mam jeszcze dwa opakowania).
Optymalizacja w sklepach
Teraz wracam do pytania postawionego na początku. Czy to, że kupuję 100g słonecznika do swojego woreczka ma sens jeśli sprzedawca i tak kupuje ziarno w plastikowym worze? Według mnie tak. Właśnie ze względu na optymalizację. Nie możemy oczekiwać, że sprzedawcy będą kupować ogromne worki kasz, jeśli nie są w stanie sprzedać nawet kilku kilo. Każdy sklep, nawet ten ekologiczny, musi na siebie zarabiać, a zmarnowany, niesprzedany towar to generowanie start i z pewnością nie jest to dążenie do zero waste.
Dla przykładu, opowiem Wam historię z BioBazaru w Warszawie. Jest tam stoisko z przyprawami na wagę, jednak kupiona tam wędzona papryka nie była „pierwszej świeżości”. Czemu tak się stało? Minimalna ilość jaką musi zamówić sprzedawca to kilogram – dużo jak na przyprawy, których zazwyczaj kupuję się kilka gramów. Zainteresowanie akurat tym produktem musiało być małe, przez co za długo leżał na półce.
Jeśli w marketach czy sklepach więcej osób będzie kupowało produkty na wagę i do własnych opakowań, to wtedy zarządzający nimi wykonają kolejny ruch. Po co mają zamawiać małe, droższe worki, skoro taniej wyjdzie jeden dziesięciokilowy? Po co mają owijać produkty folią, skoro klienci wybierają te bez opakowań?
Jaki sens ma zero waste?
Swoim zachowaniem i decyzjami konsumenckimi pokazujemy jakie są nasze potrzeby. Każda zakup to głos oddany na to, czego chcemy więcej. Firmy będą musiały się do tego dostosować. Dlaczego produkty bezglutenowe można dostać w każdym sklepie? – ponieważ stały się modne i ludzie zaczęli ich szukać. Robili zakupu u tych, którzy je mieli. Dlaczego w Wielkiej Brytanii i Irlandii w każdym supermarkecie jest dział z polskimi produktami? – bo Polacy, którzy tam wyemigrowali chcieli je kupować.
Według mnie w zero waste nie chodzi o utrudnianie życia sobie i innym (choć niektórzy „zerowejsterzy” zachowują się jak męczennicy w wojenni przeciwko złu konsumpcyjnego świata). To ma być ciągły proces ulepszania tego jak żyjemy i ile zasobów wykorzystujemy. Jeśli wszyscy zaczniemy od małych zmian, z czasem dołączą do nas kolejni, a za nimi przyjdą też zmiany systemowe. Jeśli zainteresowanie produktami bez opakowań będzie rosło, to będzie ich też więcej sklepach. Nie można oczekiwać, że zmienią się wszyscy dookoła nas, jeśli my wciąż będziemy robić to samo.
4 komentarze
Trafny post jak zawsze 😉 pamietam jak kiedyś bylam w pracy dorywczej i postawili mnie wlasnie na bazarku z produktami na wage i byłam ogromnie zdziwiona, ze te wszystkie produkty na wagę są przesypywane z kg foliowych opakowan i pierwsze co też zadałam sobie pytanie czy to ma sens (wcześniej wyobrażałam sobie, ze te produkty sa przeysypywane z jakis 100 kg workow – mózg chyba lubi sobie idealizowac cos czego nie wie). Kilka dni trwalo za nim doszlam do podobnych wnioskow co w poscie 😉 problemem jednak dla mnie jest jakosc tych produktow. Te na bazarku w hipermarketach to sa produkty najnjzszej jakosci, dlatego bardzo zazdroszczę Ci możliwosci kupienia na wagę produktow lepszych jakosciowo. W moim miejscu byl tylko jeden taki sklepik ale zostal niestety zamknkety i tez ceny byly tam tak duze, ze nie zawsze moglam sobie tam na cos pozwolic ;(
Bardzo dziękuję! I masz rację, kilka razy kupiłam luzem w marketach produkty, które były mega słabe. Stoiska na targu to prawdziwy skarb, bo sprzedawcy wiedzą co mają i można wybrać z kilku rodzajów tej samej kaszy, w zależności od tego do czego się jej będzie używać. Jednak tak jak pisałam w poście myślę, że im więcej ludzi będzie chciało kupować luzem tym takich miejsc będzie więcej, a przez to też poprawi się jakość.
Podoba mi się twoje podejście do zero waste – jest bardzo zbliżone do mojego nastawienia. Nie trzeba od razu wywracać życia do góry nogami, wystarczy wprowadzić jedną zmianę i to już jest więcej niż nic. A z czasem będzie tych zmian coraz więcej. To tak jak z tymi zbiórkami pieniędzy – niby grosz to nic, ale gdyby każdy dał grosz… 🙂
Dokładnie. Nie da się od razu zmienić świata, ale zaczynając od małych prostych rzeczy można wiele zdziałać!