Ekologia

Niezbędnik zero waste – co trzeba mieć ze sobą wychodząc z domu?

sierpień 26, 2018

Jakie zerowastowe gadżety są niezbędne podczas podróży, pikniku czy na urlopie nad morzem? Co warto ze sobą zabrać, a co lepiej zostawić w domu?

Kiedy zaczęłam ograniczać odpady i jednorazowy plastik – nie czułam, żeby zakupy czy wyjścia ze znajomymi były łatwiejsze i przyjemniejsze – czułam się jak tragarz. Chciałam być zawsze przygotowana. Brałam ze sobą ściereczki, pudełka, słoiki, sztućce, butelkę, kubek, torby – i z połowy tych rzeczy nigdy nie skorzystałam. Teraz uważam, że nie tędy droga. Zero waste nie może kojarzyć się z czymś co utrudnia życie – wtedy nikogo do tego nie przekonamy. Dlatego nie – nie trzeba mieć zawsze ze sobą tysiąca gadżetów. Trzeba je mądrze wybierać.

Butelka albo kubek

Przed wyjściem z domu zastanawiam się co może być mi potrzebne i podejmuję decyzję. Jeżeli na dworze jest trzydziestostopniowy upał to nie zabieram własnego kubka, tylko butelkę z wodą. Kubek zostawiam w domu także planując wyjście tam, gdzie ciężko będzie coś do niego kupić np. w parku czy lesie. Po co dźwigać, skoro jedyny napój jaki, ewentualnie, będę mogła do niego wlać to lemoniada od Pana na rowerowym stoisku? Mogę sobie odpuścić.

Ta zasada działa też w drugą stronę. W zimie – kiedy zaczynam nałogowo pić herbatę z goździkami, imbirem i mrożonymi malinami, rezygnuję z butelki. Biorę swój kubek, bo jest większe prawdopodobieństwo, że będę chciała wypić rozgrzewający napój niż sączyć lodowatą wodę.

W pociągu

Był czas, kiedy każda podróż w rodzinne strony wiązała się dla mnie z 12-stoma godzinami w pociągu. Pociągi mam dobrze rozpracowane. Wcale nie tak ciężko być w nich zero waste.

Zasada pierwsza: patrz punkt wyżej. Jeżeli jest gorąco weź swoją wodę i podziękuj za tę, którą rozdają w Pendolino. Jeżeli będziesz chciała/chciał napić się gorącego napoju możesz poprosić o herbatę do własnego kubka (nikt mi nigdy nie odmówił). Ostatnio praktykowałam też zabieranie ze sobą swojej herbaty, a obsługę prosiłam jedynie o wrzątek – też działa. W pociągach, w których nie rozdają napojów świetnie sprawdza się zwykły termos.

Jeżeli zgłodniejecie podczas długiej podróży ( i nie macie swojego prowiantu) to też nic strasznego. Wtedy polecam zjeść na miejscu w Warsie – sztućce są zazwyczaj metalowe, a talerze ceramiczne. Jeżeli jednak poprosicie o przyniesienie posiłku do zajmowanego przez Was miejsca (opcja w Pendolino) to nie dość, że obiad zostanie dostarczony w styropianie to jeszcze będą do niego plastikowe sztućce.

W pociągu wybieram: albo butelka albo kubek.

W samolocie

Jeżeli nadajesz bagaż rejestrowany, to hulaj dusza piekła nie ma, ale ponieważ praktycznie nigdy tak nie podróżuję, wolę napisać jak radzić sobie jednie z bagażem podręcznym. Prześwietlanym i przeglądanym na wszystkie strony. Lecąc samolotem biorę ze sobą:

  • zestaw sztućców (tu naprawdę sprawdza się bambus zamiast metalu),
  • małe plastikowe pudełko, w które wkładam sobie suche przekąski na czas lotu (po umyciu służy mi w kraju do którego lecę),
  • torbę bawełnianą (albo ze sznurka),
  • dwa – trzy mniejsze woreczki (jeden na pieczywo i dwa na inne produkty),
  •  raczej butelkę filtrującą zamiast kubka (musi być PUSTA podczas kontroli, bo inaczej zabiorą).

Dlaczego butelkę zamiast kubka? Bo bez wody zginiesz, a bez kawy można żyć? A tak na serio, wszystko zależy od charakteru Waszej podróży. Jeżeli chcecie odwiedzić wszystkich baristów we Włoszech to lepiej z własnym kubkiem. Na bieganie po górach – lepiej przyda się butelka. Wychodzę jednak z założenia, że od biedy – kubek zawsze jakiś się znajdzie np. w hotelu. Wodę prędzej czy później będzie trzeba kupić.

Na rowerowym szlaku

Tu szczególnie ważne jest, ile waży to co ze sobą zabieramy. Niezbędna jest woda i własne sztućce (jeżeli macie zwyczaj zatrzymywać się gdzieś na jedzenie). Wrzucam też do plecaka jeden bawełniany woreczek i tyle. Jak jadę rowerem nad Wisłę – to nie będę robić zakupów.

Jadąc rowerem do Czerska, nie wzięłam ze sobą woreczków. Zamiast włożyć obwarzanki do foliówki, ubrałam ja na siebie:)

Podróżując samochodem

Samochód jest wygodny, bo tu nie trzeba się martwić o ciężar bagażu. Można zapakować kubki, butelki, a nawet talerze, miski i słoiki. Tyle, ile się zmieści w bagażniku. Jadąc samochodem pozwalam sobie na większy zerowastowy ekwipunek. Biorę:

  • pudełko na jedzenie na wynos,
  • kilka siatek na zakupy i mniejszych woreczków np. na chleb czy bakalie,
  • kubek,
  • zestaw sztućców,
  • butelkę z wodą,
  • małą ściereczkę,
  • papier toaletowy (bo to lepsze niż kupowanie chusteczek higienicznych w jakiejś nagłej sytuacji).

Nie uważam, żeby wszystkie te rzeczy były zawsze potrzebne, ale to tak jak z apteczką. Wozimy ją niezależnie od tego, gdzie jedziemy. Jedna torba bawełniana i mniejszy woreczek np. na chleb powinien być w każdym samochodzie tak jak i parasol (komu pogoda zmieniła się o 360 stopni na odcinku kilku kilometrów – ten wie).

Butelka na wodę i kubek – do samochodu, wyjątkowo, biorę jedno i drugie.

Kolejną rzeczą z powyższej listy, którą uważam za obowiązkową jest własny kubek. Wybierając się w podróż trwającą dłużej niż 2 godziny zawsze go zabieram. Mimo, że aktualnie ani ja ani D. nie pijemy kawy – w długiej trasie, czasem, staje się ona niezbędna (inny ciepły napój też często ratuje sytuację).

Na stacjach benzynowych, tak jak w Pendolino – nie ma problemu z napełnieniem swojego kubka. Zresztą robiono tam tak, zanim to było modne. Wielu zawodowych kierowców jeździ ze swoimi kubkami lub termosami, mimo że nigdy nie słyszeli o zero waste.

Na pikniku i na plaży

Wszystko zależy od tego jak się na tę plażę czy piknik dostajemy. Jak jedziemy samochodem to droga wolna, weźcie kosz piknikowy jak z amerykańskiego filmu (sztućce i ceramiczna zastawa dla czterech osób, plus dwa kosze pełne jedzenia). Chodząc na plaże w te wakacje brałam nawet koktajl w szklanej butelce, a do niego zwykłe szklanki – miałam blisko, mogłam sobie na to pozwolić.

Czasem można zaszaleć mieć na plaży prawdziwe szklanki.

Jednak nie zawsze tak to wygląda. Polecam zapomnieć o romantycznej scenerii i zapakować jedzenie na piknik w coś w czym można je od razu zjeść – np. w małe pudełka (nie trzeba będzie brać talerzy). Obowiązkowe są własne sztućce – nie wierzę w jedzenie palcami na świeżym powietrzu (zbieram plastik z plaży, ale czystych rąk strasznie pilnuję).

Zamiast szklanej butelki lepiej sprawdzi się metalowy termos (trzyma też zimo) i np. emaliowane kubki. Do tego, koniecznie jakaś ściereczka. Może przydać się też butelka z wodą – nawet nie do picia, a mycia. Ktoś się na pewno ubrudzi.

Na plaży zasady są podobne jak na pikniku – choć tu częściej korzystamy z gastronomi. Na szczęście nad morzem  większość dań serwowana jest w papierze lub na tekturowych tackach – własne sztućce (łyżeczka do lodów i gofrów – musi być!) wystarczą. Idealnie byłoby prosić o nałożenie frytek do własnego pudełka lub rezygnować z tacki, na którą nakładane są gofry – ale ja odpuszczam. Tu jestem less waste. Dopóki nikt nie wciska mi obiadu na plastikowym talerzu (wtedy nie ma zmiłuj), akceptuję papierowe talerzyki i pudełeczka. Nie biorę za to łyżeczek i widelczyków, a lody kupuję tylko w wafelku.

Zestaw minimum, który brałam ze sobą na plażę.

Jeżeli mamy zaplanowane wyjście np. na obiad czy kolację, to wtedy staram się zabrać ze sobą własne pudełko na ewentualne resztki – często nie jestem w stanie zjeść „na raz” restauracyjnych porcji.

Kiedy nie masz tego, czego potrzebujesz

Zdarzało mi się nie wziąć bawełnianej torby. Pakowałam wtedy mandarynki do kieszeni płaszcza lub nosiłam chleb w ręku – bez żadnej foliówki.

Mimo, że zestaw sztućców wrzucam do torby czy plecaka już z automatu, to o nim też zdarza mi się zapomnieć (tak jak o portfelu czy kluczach do domu). I wiecie co, wtedy też świat się nie kończy. Szukam miejsca, gdzie są normalne sztućce lub pije bez żadnej słomki (ani bambusowej, ani plastikowej).

Nie miałam woreczka więc chleb kupiłam „do ręki”. W Skansenie kupiliśmy wodę w szklanej butelce, bo własną zostawiliśmy w samochodzie.

Jeśli musicie kupić kawę w jednorazowym kubku możecie zrezygnować chociaż z plastikowego wieczka. Potrzebujecie wody? Coraz więcej firm oferuje wodę mineralną w szklanej butelce. Nawet jeżeli trafi się Wam jedna czy dwie foliówki to też nie ma co z tego robić tragedii. Możecie ich potem użyć ponowie. Nawet mi, ktoś czasem wrzuci słomkę do napoju – a ja naprawdę jestem antysłomkowym tyranem.

Zawsze najlepiej być przygotowanym na wszystkie opcje, ale nie każdy może nosić ze sobą arsenał gadżetów. Przed wyjściem zastanawiajcie się co może się Wam przydać i uczcie się na własnych (albo moich) błędach, a jak coś nie wyjdzie – to cóż, jakby było tak łatwo to jaka byłaby w tym zabawa?

 

You Might Also Like

2 komentarze

  • Natalia sierpień 26, 2018 at 9:45 pm

    Ja akurat na rowerze szaleję z bagażem. Zwłaszcza przy długich trasach. Dzisiaj wiozłam ze sobą 1,5l wody (a i tak trzeba było uzupełnić po drodze), koktajl, słoik z kombuchą, kukurydzę w woskowijce (przegryzka), sałatkę ze strączków (obiad), sałatkę owocową (kolacja) i awaryjny słoiczek domowego jogurtu. Do tego oczywiście własne sztućce. Nie lubię stawać na jedzenie po drodze, bo często zupełnie nic dobrego nie ma, a jak jest, to zamawiam za dużo 😀

    • prostemiasta sierpień 26, 2018 at 10:06 pm

      O rany, to szacun 🙂 Też często zabieram własne jedzenie na rower, ale jest tego zdecydowanie mniej ;). Zresztą, ja też nie robię taki tras jak Ty – na razie na więcej niż 60 km jednego dnia się nie wypuszczam 🙂

    Leave a Reply