Jaki naturalny dezodorant wybrać? Przez ostatnich kilka miesięcy testowałam pięć produktów w opakowaniach przyjaznych zero waste. Mam już swoich ulubieńców.
Umówmy się, nikt normalny nie ma w domu wielu dezodorantów. Chyba, że bardzo chce znaleźć produkt w ekologicznym opakowaniu, po którym pachnie się świeżo i nie jest się spoconym jak po biegu na 10 km 😉 .
Mogłabym napisać, że zrobiłam ten ranking dla Was, żebyście już nie musieli szukać ekoalternatywy – to by dobrze brzmiało. Jednak geneza tego testu jest inna. Wprowadzając less waste w codziennej pielęgnacji wszystko szło mi całkiem gładko. Wielorazowe płatki do demakijażu, oleje, naturalne kosmetyki i szampon w kostce sprawdziły się prawie od razu -wydawało się, że z dezodorantem też nie powinno być problemów.
Jednak, kiedy jakieś rozwiązanie pasowało mi, Daniel (który dostaje rykoszetem przy każdej mojej ekozmianie) stwierdzał: że to w ogóle nie działa. Tak zaczęło się wielkie testowanie, w które zaangażowałam też mojego chłopaka. Celem było znalezienie idealnego rozwiązania dla nas dwojga.
Ałun
skład: 100 proc. potassium alum
cena: ok. 19.90 zł
zapach: brak
konsystencja: kryształ
wydajność: ponad rok
opakowanie: plastik
zalety: Ałun był pierwszym rozwiązaniem jakie testowałam – jest tani i można go kupić praktycznie wszędzie, także w stacjonarnych, sieciowych drogeria. Zaletą ałunu jest jego wydajność. Jeden kryształ może spokojnie wystarczyć nawet na rok użytkowania. Jest mały, przez co bardzo praktyczny.
Przed użyciem trzeba zwilżyć go wodą, a potem posmarować nim pachę. Można to zrobić zaraz po goleniu, ponieważ ma też właściwości gojące i eliminuje podrażnienia.
wady: Ałun nie pachnie, w ogóle. Trudno się do tego przyzwyczaić. Likwiduje nieprzyjemny zapach, ale nie blokuję pocenia ( u mnie „blokowanie” działało przez tydzień, u D. nie zaczeło działać wcale).
Minusem jest też opakowanie, które niestety wciąż jest plastikowe (choć łatwiejsze do recyklingu niż standardowe „sztyfty”).
Jednak moją największą wątpliwość budzi sama substancja, którą wciera się w delikatną skórę. Coraz więcej mówi się o szkodliwości aluminium, który z kosmetyków może przenikać do organizmu (jego duże stężenie wiąże się z np. z większym prawdopodobieństwem wystąpienia raka piersi). Niestety, mimo tego co można przeczytać w internecie, ałun zawiera aluminium. Nawet gorzej. Ałun to sól glinowo-potasowa, czyli aluminium. Jeśli więc chcemy unikać aluminium w kosmetykach, to powinniśmy unikać też ałunu.
Ocena końcowa: Mimo, że jest to najłatwiej dostępne rozwiązanie to zdecydowanie go nie polecam. Wolę wydać trochę więcej i mieć pewność, że mój preparat jest bezpieczny, bez aluminium i co najważniejsze DZIAŁA 🙂 .
We love the planet z BetterLand Drogeria Ekologiczna
skład (zapachu MINT): cocos nucifera oil, sodium bicarbonate, zea mays starch, cera alba, caprylic/capric triglyceride, olea europaea fruit oil, mentha arvensis herb oil, rosmarinus officinalis oil, tocopherol, limonen, helianthus annuus seed oil, hypericum perforatum flower extract, linalool.
cena: ok. 53 zł/48 g
zapach: delikatny, miętowy, lawendowy, pomarańczowy, cytrusowo-ziołowy, różany
konsystencja: krem
wydajność: 3-4 miesiące
opakowanie: metalowa puszka
zalety: Dezodorant w kremie – czyli coś, co kiedyś wydawało mi się dziwne, a co bardzo polubiłam. Produkt łatwo się rozprowadza. Dzięki temu, że nanoszę go dłonią wiem, ile dokładnie preparatu użyłam i czy jest rozprowadzony na całej pasze.
W ofercie jest sześć opcji zapachowych, mi najbardziej opowiada miętowy: pachnie odświeżająco i jest dobry zarówno dla kobiet jak i mężczyzn. Dezodorant jest dostępny w małej, praktycznej, stalowej puszce. Design tego opakowanie podoba mi się najbardziej ze wszystkich testowanych produktów.
wady: Mocny odświeżający zapach „czuć” przez ok. 2-3h. Potem miętowość się ulatnia. Woń potu wciąż jest maskowana i nie ma mowy o nieprzyjemnym zapachu, jednak po kilku godzinach pachy robią się po prostu mokre. D. odrzucił go dosyć szybko.
Kolejnym minusem jest cena. To najdroższy dezodorant w zestawieniu, który ma przy tym najmniejszą gramaturę.
Ocena końcowa: Fajny produkt dla kogoś, kto chce spróbować dezodorantów w kremie (naprawdę łatwo się rozprowadza) i można oswoić się z tym sposobem nakładania kosmetyku. Jednak dla mnie produkt (ze względu na kilka niedoskonałości) powinien być tańszy co najmniej o połowę.
Dezodorant sodowy w sztyfcie od Ben&Anna
skład (zapachu PURE): sodium bicarbonate, butyrospermum parkii butter, maranta arundinacea root powder, zea mays starch, cocos nucifera oil, helianthus annuus seed oil, cetyl alcohol, stearyl alcohol, coco-caprylate/capric triglyceride, shorea robusta resin, rhus vernicifla peel cera, rhus succedanea fruit cera,tocopherol, ascorbyl palminate, simmondsia chinensis seed oli, daucus carota sativa root extract, rosmarinus officinalis leaf extract.
cena: ok. 32 zł/60 g
zapach: neturalny (pure), indian mandarine, persian lime, vanilla orchid, provence, pink grapefruit, nordic timber
konsystencja: sztyft
wydajność: 5-6 miesięcy
opakowanie: tuba papierowa
zalety: Ekologiczny dezodorant w sztyfcie, ale bez plastiku! To super rozwiązanie dla tych, którzy nie są przekonani do produktów w kremie. Ślicznie zaprojektowane, papierowe tuby od razu przyciągają wzrok i ułatwiają aplikację bez brudzenia sobie dłoni. Na korzyść przemawia też bardzo duża ilość kompozycji zapachowych, polubiłam indyjską mandarynkę, a D. wybrał zapach neutralny (pachnie świeżo, ale bez żadnej silnej nuty olejków eterycznych).
Jeśli chodzi o użytkowanie to ta opcja sprawdza się bardzo dobrze. Zmniejsza potliwość i pachnie intensywnie do 3h ( potem czuć delikatny zapach). Mój wybredny współtowarzysz w teście, dał temu produktowi drugie miejsce. To mówi samo za siebie.
wady: Papierowa tuba jest praktyczna, ale czasem na skutek przesuwania w górę i w dół, dezodorant może się trochę kruszyć. Przy za mocnym przyciśnięciu do pachy, produkt zostawia też zbyt grubą warstwę na skórze.
ocena końcowa: Bardzo fajna i korzystna cenowo propozycja, szczególnie dla tych przyzwyczajonych do klasycznych sztyftów. U mnie zajęła trzecie miejsca, u D. jest druga.
Kosmetyki z tej serii możecie wygrać w konkursie – tutaj.
Dezo-mineral od Całkiem Lubię Chwasty
skład: tlenek cynku, olejek eteryczny z cedru himalajskiego, glinka biała, ziemia okrzemkowa, olejek eteryczny lawandowy
cena: ok. 50 zł/80 g
zapach: cedrowo- lawendowy
konsystencja: krem
wydajność: 6-7 miesięcy
opakowanie: słoik
zalety: Domowej roboty naturalny dezodorant od Magdy Pruszyńskiej ma charakterystyczny cedrowy zapach, który mi bardzo odpowiada. Tlenek cynku i olejek cedrowy mają właściwości antybakteryjne oraz pomagają na podrażnienia np. po goleniu.
Krem nie rozprowadza się tak łatwo jak We love the planet, ale aplikacja jest wciąż bardzo prosta. Opakowanie jest wygodne, a sam produkt bardzo wydajny.
Jeśli chodzi o najważniejsze, czyli walkę z potem – to zdecydowanie mogę go polecić. Po użyciu rano, do końca dnia zapominam o pocie. U mnie wygrywa, a u D. ma trzecie miejsce.
wady: Nie każdemu może odpowiadać cedrowy zapach, nie jest to aromat jaki kojarzy się z typowymi kosmetykami. Do tego produkt rozjaśnia skórę pod pachami, co czasami może wyglądać dziwnie np. kiedy w lecie chodzi się w bluzkach bez ramiączek. Lepiej nie brudzić też nim białych ubrań, bo może zostawić żółte przebarwienia (łatwo spieralne).
ocena końcowa: Bardzo korzystny cenowo, ale można go kupić tylko po kontakcie z Magdą. Chyba, że ktoś lubi robić kosmetyki w domu – na stronie Całkiem Lubię Chwasty można znaleźć instrukcję do jego samodzielnego przygotowania.
Naturalny dezodorant w kremie od Cztery Szpaki
skład: soda oczyszczona, masło shea, skrobia ziemniaczana, olej kokosowy, olej z wiesiołka, mąka amarantowa, ziemia okrzemkowa, gliceryna roślinna, glinka biała, olejek z grejpfruta, olejek eteryczny z szałwii hiszpańskiej, olejek eteryczny z zytryny zielonej, witamina E.
cena: ok. 37 zł/60 g
zapach: cytrusowo-szałwiowy
konsystencja: krem
wydajność: 5-6 miesięcy
opakowanie: słoik
zalety: Przede wszystkim przepiękny zapach – mocno wyczuwalny grejpfrut! Najładniejszy spośród wszystkim produktów jakie miałam okazję używać. Ten tani i wydajny dezodorant w kremie to mój numer dwa, ale dla D. to zwycięzca rankingu! Chcąc ustalić, czy lepiej działa cytrusowa propozycja od Cztery Szpaki, czy Dezo – mineral stosowałam je równolegle (jeden produkt na jedną pachę 🙂 ) – przewaga tego pierwszego była nieznaczna.
wady: Produkt może zostawiać żółte ślady na białych tkaninach – łatwo spieralne. Przeszkadza mi też duża gęstość kremu, przez co ciężej go rozsmarować.
ocena końcowa: Z uwagi na jakość w stosunku do ceny, jest zdecydowanie warty polecenia! Co tu więcej pisać? 🙂
Podsumowanie testu
Największym pozytywnym odkryciem jest dla mnie to jak wygodne w użytkowaniu są dezodoranty w kremie. Opakowania takich kosmetyków są małe (i nadają się do wykorzystywania ponownie), a co sprawia, że to najbardziej ekologiczne rozwiązanie.
Nasz test to opinia dwóch osób. Mamy odmienne zdania, co do kolejności produktów na podium, ale nie ulega wątpliwości, że najlepsze ekologiczne dezodoranty z jakich korzystaliśmy to: Dezo-mineral, Naturalny dezodorant w kremie i sodowe produkty od Ben&Anna.
Zachęcam do skorzystania ze wskazówek w recenzjach i wybrania produktu dla Was. Czasami ważniejsza jest cena, innym razem zapach. Mam nadzieję, że każdy znajdzie coś, co mu odpowiada.
24 komentarze
Hej hej 🙂 super! aż chyba się skuszę na takie eksperymenty! 🙂 Piszesz o brudzeniu białych ubrań, a co z czarnymi? Daje radę?
Z czarnym bardzo dobrze! Tu nie miałam żadnych niespodzianek z pobrudzonymi ubraniami. Tylko warto chwilę odczekać z ubranie obcisłych ubrań, ale to się tyczy wszystkich kolorów 😀
wow! A to niespodzianka! Dzięki 🙂
Dziękuję za wpis! Świetne zestawienie. Na pewno spróbuję Szpaków ale dużym minusem jest dla mnie fakt żółtych plam. Uwielbiam białe ubrania 🙁
Jeśli chodzi o plamy, to Benn&Anna radzi sobie lepiej, tu nie było żadnych śladów 🙂
Standardowo robiłam sobie sodę oczyszczoną + olej kokosowy – ale już po kilku dniach używania pachy zaczynały „ciemnieć”, skóra znaczy się 😉 Czy nie miałaś takiego problemu z dezodorantem sodowym?
Nie, nie zauważyłam, żeby pachy ciemniały. Jeżeli chcesz rozjaśniający skórę to ten od Całkiem Lubie Chwasty ma takie właściwości.
A ja się naczytałam ochów i achów o deo Make me bio, kupiłam i lipla. Nico działania ale ładnie pachnie. Rano… ;p
Czy dezodorant w takiej postaci wniosę w bagażu podręcznym na pokład? Pozdrawiam 🙂
Tak. Wszystkie dezodoranty mają pojemność mniejszą niż dozwolone 100 ml. Trzeba je tylko włożyć do przeźroczystego woreczka/kosmetyczki w trakcie odprawy :).
Dziękuję za odpowiedź. W sumie chodziło mi o to czy to zalicza się do „płynów” i widzę, że tak skoro mówisz o przezroczystym woreczku. To tak jeszcze dopytam, czy mydło w kostce również do woreczka czy luzem bo przecież to nie ciecz? 🙂
Tak, lepiej je włożyć do płynów- nawet na wszelki wypadek, no co lotnisko to inaczej patrzą na takie rzeczy. Mydło w kostce możesz mieć schowane w bagażu 🙂
Ok, dziękuję za odpowiedź 🙂
Nie na każdym lotnisku są ok z opakowaniami ze szkła. Ja bym nie ryzykowała i w podróż samolotem przełożyła sobie dezodorant w kremie do innego pojemnika.
Chciałabym tylko zwrócić uwagę, że jest różnica pomiędzy dezodorantem a antyperspirantem. Antyperspirant blokuje pocenie, dezodorant blokuje nieprzyjemny zapach.
Używałam wielu standardowych dezodorantów, antyperspirantów oraz blokerów, ale z żadnego nie byłam zadowolona . Głównie przeszkadzały mi ostre zapachy produktów zmieszane z moim potem. Bloker sprawiał, że nie pociłam się pod pachami, ale ciało rekompensowało to wzmożoną potliwością całego tułowia.
Zdecydowałam sie na dezodorant od 4 szpaków – z góry reklamowany jako antyodorowy a nie antypotowy. I jesteśmy z narzeczonym naprawdę zadowoleni – już go raczej nie zamienię na nic innego.
Mam absolutną rację. Cieszę się, że 4szpaki sprawdza się też i u Ciebie. Nigdy nie wiem czy moja opinia i recenzja ma jakieś przełożenie na resztę populacji 🙂
Nie mogę się zgodzić w kwestii „aluminium” Pod taką nazwą funkcjonują stopy metalu używane do tworzenia chociażby lekkich stelaży w namiotach Pierwiastek o łacińskiej nazwie aluminium to glin. Owszem, może być groźny, ale tutaj znaczenie ma postać glinu, z jaką masz do czynienia. Nuebezpieczne są rozpuszczalne formy glinu, bo masz wtedy do czynienia z jonami Al3+, które oddziałują negatywnie na układ nerwowy. Sam w sobie glin jest pierwiastkiem dość powszechnie występującym w przyrodzie i nie trzeba się go obawiać. Sole glinowe obecne w antyperpirantach czy ałunie nie są szkodliwe dla naszego zdrowia. Co do raka piersi – to jest niestety zbyt pochopnie nakręcona psychoza strachu po zbyt pochopnie wyciągniętym wniosku z badań. Bo badano zawartość soli glinu w obrębie dołu pachowego u kobiet z rakiem piersi. Odkryto, że u większości z nich w tkankach obecne były śladowe ilości tych soli. Media podchwyciły tę informację jako dowód na kancerogenne działanie soli glinu – typowa kaczka dziennikarska. Obecność znikomych ilości tych soli wynikało po prostu z tego, że codzienne stosowanie antyperspirantu powoduje niewielką – podkreślam, naprawdę niewielką! – przenikalność substancji do tkanek. W wykonanych następnie badaniach okazało się, że u kobiet zdrowych równie często znaleziono ślady soli glinu. To tak jak z prawem jazdy – skoro większość pacjentek Instytutu Onkologii w Warszawie posiada prawo jazdy to czy ta umiejętność działa rakotwórczo? Albo jeśli podczas wizyty w bibliotecw nagle zacznie nam lecieć krew z nosa – czy kontakt z książką wywołuje krwotoki?
Teraz zmartwię Cię jeszcze bardziej – glin jest składnikiem (nomen omen) glinek, chociażby glinki białej! Więc wychodzi na to, że prawie wszystkie testowane dezodoranty są „niebezpieczne” Czy trzeba się bać i rezygnować ze stosowania ulubieńców? Oczywiście, że nie! Tak samo jak nie boimy się soli kuchennej – choć składa się z groźnych pierwiastków: chloru i sodu ☺️ Wszystko zależy od postaci substancji.
A skoro jesteśmy przy glinie – znajduje się on m.in. w herbacie! Codzienne siorbanie nie jest takie zdrowe, jak się nam wydaje Oczywiście można pić herbatę, pamiętając o ważnej zasadzie: jeśli nie trzeba to nie zakwaszamy jej, a jeśli bez plasterka cytryny herbata nie ma sensu to pamiętamy o tym, żeby cytrynę dodać kilka minut PO zaparzeniu herbaty, nigdy nie zalewamy herbaty razem z cytryną – bo wtedy zwiększamy szanse na romans kwasu cytrynowego z glinem i powstanie cytrynianu glinu – czyli źródła jonów Al3+
Na zakończenie mojego wywodu – nie bój się „złego aluminium”, bo ono otacza Cię z każdej strony i w większości sytuacji nie zrobi Ci krzywdy Pozdrawiam cieplutko, jesteś moją Less Waste Bogini!
O rany! Jaki wspaniały i merytoryczny komentarz. Bardzo za niego dziękuję. Jeśli chodzi o aluminium w dezodorantach to cieszę się się, że to nie jest tak jak to wygląda na pierwszy rzut oka. Mnie szczególnie zainteresowały informację, na zwykłych komercyjnych produktach np. 0 proc. aluminium, w tym przypadku naturalnym dezodorant z aluminium wydawał mi się bez sensu. Dziękuję za uświadomienie. Co do Ałunu to i tak na mnie nie działa 🙂
To może warto skorygować wpis, bo nie każdy czyta komentarze 🙂 Też czytałam o tym, co napisała pani powyżej; chyba na „SrokaO”, ale nie jestem pewna.
Hej, jeśli spojrzysz na przytoczone badania przez dra Gregera to jednak okazuje się, że jest powiązanie między glinem stosowanym w antyperspirantach a rakiem piersi (najprostsze powiązanie – badane kobiety z rakiem miały dwukrotne większe stężenie glinu niż kobiety z grupy kontrolnej). Zachęcam do obejrzenia tego krótkiego podsumowania lub przeczytania transkrypty z wideo:
https://nutritionfacts.org/video/antiperspirants-and-breast-cancer/
Robiłam samodzielnie dezodorant, tak jak Moni i miałam podrażnione, czerwone pachy. W poszukiwaniach natknęłam się na Pony Hütchen i już zostałam przy nim na dłużej – kremowy, daje mi uczucie świeżości na cały dzień, bardzo wydajny, wiele wariantów zapachowych.
O! Tej marki nie znałam. Dzięki! Mają produkty w szkle?
Bardzo Ci dziękuję, że mogłam przeczytać wyniki tego tekstu. Moje obawy znacznie zmalały i jestem chętna spróbować propozycję od Szpaków 🙂
Miałam już możliwość przetestowania takiego „antyperspirantu” i jest to bardzo dobry kosmetyk. Nie stosuję go cały czas ale latem rządzi 🙂