Alberobello skradło nam serca podczas zeszłorocznego wyjazdu do Apulii we Włochesz. I tak jak Bari można sobie odpuścić tak, to małe położone z dala od wybrzeża miasteczko powinno być obowiązkowym punktem wyjazdu dla każdego. Europejskie miasta, ulice i kraje nie różnią się od siebie tak bardzo. Rzadko można trafić na coś, czego nie widziało się nigdy wcześniej, a tak właśnie poczułam się w Alberobello.
Znajduje się tam około 1500 domków typu trullo. Wyglądające jak z baśniowej krainy są wykonane z występującego w tym regionie kamienia wapiennego. Bielone na biało i zakończone również kamiennym spiczastym dachem, wyglądają jakby powstały tysiące lat temu. Ciężko uwierzyć, że pochodzą z XIV w, a przy ich budowie nie stosowano żadnej zaprawy.
Podobne formy stawiano w tym regionie już w prehistorii. Zakłada się, że inspiracja do takiego stylu dotarła na półwysep z Grecji. Miejscowa ludność, mając pod dostatkiem budulca przejęła styl przywieziony z Myken. W kolejnych latach budowanie zgodnie z odległą tradycją stało się też opłacalne. Umożliwiało unikanie opłat. Domy stawiało się szybko i równie szybko można było je rozebrać. Dzięki temu, obowiązek płacenia podatku jedynie od ukończonej budowli nie obejmować sprytnych mieszkańców Apulii. Zawsze można było przecież zdjąć kilka kamienni z dach, a po wyjeździe poborców sprawnie wstawić je na miejsce. Tak powstanie całych osiedli trulli tłumaczą historycy, wciąż przyznając, że nie wszystkie tajemnice dotyczące budowli zostały rozwikłane.
Wciąż nie odczytano tajemniczych, zbliżonych do hieroglifów symboli znajdujących się na dachach budynków w Alberobello. Można kupić z nimi medalik, talizman albo pocztówkę. Mają zapewniać powadzenie w miłości, życiu osobistym, karierze i tak dalej. Nie wiadomo jednak dlaczego były malowane i jaką pełniły funkcję. Jeżeli już dotrzecie do Alberobello, najwięcej na jego temat powiedzą Wam sami mieszkańcy. Rzemieślnicy mający swoje pracownie w trullo chętnie opowiadali nam o historii miejscowości.
Z Bari do Alberobello
O Alberobello dowiedzieliśmy się w informacji turystycznej w Bari. Stamtąd najlepiej rozpocząć podróż do krainy białych domków. Najwygodniej będzie pojechać pociągiem. Nazwy miejscowości nie znajdziecie jednak ani na tablicach odjazdów na głównej hali dworca, ani w rozstawionych tam maszynach sprzedających bilety. Żeby dotrzeć do innego świata, trzeba tak jak w Harrym Potterze znaleźć peron, którego nie ma. Zamiast przejść tunelem komunikacyjnym na konkretny peron, należy nim iść do samego końca -tak, żeby znów wyjść na ulicę tyle, że po drugiej stronie. Po prawej zobaczycie mur z dziurą, szerokości drzwi, po środku. To właśnie Wasze przejście. I jak to zwykle bywa, musi być brzydko, żeby mogło być ładnie.
Ostatni peron, czy też 9 i ¾ jak go nazywaliśmy wygląda nieciekawie i już na pewno nie nowocześnie. Jestem tam brudno, nie pachnie kwiatami, a w każdym kącie przesiadują bezdomni i ludzie wyglądający tak jakby mieszkali w ogródkach działkowych. Ale to właśnie miejsce, którego szukacie. Pociągi do Alberobello odjeżdżają średnio co godzinę, dokładny rozkład znajdziecie na peronie. Sam bilet najlepiej kupić w kasie. Jest też maszyna, ale kiedy widziałam ją ostatnio była tak pomalowana sprayem, że może być trudno odczytać co wyświetla ekran ;).
Na wszelki wypadek dodam, że nawet na tym nie najszczęśliwszym peronie, nikt na nas nie krzyczał, nikt nas nie okradł i ogólnie rzecz biorąc nic się nam nie stało. Jednym mankament, to wrażenia estetyczne.
Z dworca do centrum
W pociągu praktykowaliśmy zwiedzanie przez szybę przyglądając się mijanym plantacjom oliwek i innych, uśpionych w grudniu roślin. Pierwsze trulli pojawiały się pojedynczo. Na początku małe, niestarannie zbudowane, wyglądały jak trochę większy piec chlebowy. Nie pełniły funkcji mieszkalnej, a były altankami, domkami postawionymi na polach i w sadach. Z każdym kilometrem było ich coraz więcej. Wiedzieliśmy, że na pewno wsiedliśmy do dobrego pociągu. Z tym, gdzie wysiąść też nie było problemu, razem z nami wysiadło pół pociągu. W Alberobello niezależnie od pory roku pojawia się wielu podróżnych. Włoskie domki odwiedza ponad milion osób rocznie.
Aby dojść do ścisłego, zabytkowego centrum z dworca trzeba kierować się pod górę. Niech Was nie zmyli znak w prawo. Jest przeznaczony dla samochodów, a nie ruchu pieszego. Ignorując go oszczędzicie czas i wątpliwą przyjemność spacerowania mikroskopijnym poboczem ruchliwej drogi. Jeśli będzie kierować się od dworca cały czas do góry mijając skrzyżowanie, które każe Wam skręcić dotrzecie do zabytkowej części miasta bezpieczniej i szybciej.
Alberobello
Spacerując po Alberobello poczujecie, że jesteście w turystycznej miejscowości. Napisy w różnych językach w każdym sklepie i kramiku. W Bari ciężko było nawet usłyszeć coś innego niż włoski.
W grudniu miasteczko żyje, ale nie pęka w szwach od zjeżdżających się ze wszystkich stron świata turystów. Dzięki temu mogliśmy spokojnie powędrować po uliczkach, nie przepychać się do punktów widokowych i naprawdę cieszyć urokiem i wyjątkową atmosferą. W przewodnikach wymienia się fragmenty miasteczka, które trzeba KONIECZNIE ZOBACZYĆ. Dla nas najważniejszy był efekt całościowy, klimat i atmosfera miejsca. Kiedy uliczki są zatłoczone, a parking na autokary zapełniony dobrze mieć plan i według niego podążać- tak, żeby niczego nie pominąć. W zimową, poza sezonową wyprawę wystarczy jedynie dobrze się rozglądać i zatrzymywać co kilka kroków. Zresztą wiele miejsc, przygotowanych dla turystów o tej porze roku było po prostu zamkniętych.
Choć było trochę zimno (położona w górach miejscowość jest dużo chłodniejsza niż wybrzeże) wydaje mi się, że okres zimowy może być najlepszy na przyjrzenie się miejscowości bez turystycznego rozgardiaszu i podziwianie jej wyjątkowej architektury i klimatu.
Włoski upcycling
Mieszkańcy Aberobello oczarowali mnie sposobem w jakim ozdabiają swoje trullo i przestrzeń przed nimi. Kwiaty, naczynia i pomysłowe doniczki zaskakiwały na każdym kroku. Nasturcje w butach to tylko jeden z niewielu takich wynalazków jakie można znaleźć dalej od najbardziej komercyjnych uliczek miasteczka.
Do tego wciąż można spotkać tutaj wielu rzemieślników i pracownie z prawdziwego zdarzenia. Spróbować domowej produkcji ciasteczek migdałowych, różnych rodzajów tłoczonej w regionie oliwy, czy wina z tutejszych winiarni.
W Bari najedliśmy się za wszystkie czasy. Tamtejsze potrawy wspominamy jeszcze teraz, ale to oddalone o nieco ponad 50 km miasteczko zrobiło na nas największe wrażenie. Z chęcią kiedyś wrócimy tam ponownie, spędzając więcej czasu z dala od wielkich miast, ciesząc się urokiem małych, wyjątkowych miejscowości.
No Comments