Podczas przedłużonego weekendu w domu w końcu znalazłam czas na przeczytanie dwóch wiodących książek o ruchu zero waste. Pierwsza, autorstwa Bei Johnson, w końcu doczekała się polskiego tłumaczenia, druga Kasi Wągrowskiej mówi o bezodpadowym życiu na polskim podwórku. Którą wybrać?
Zaczęłam od czytania książki Bei. Jej autorka w 2008 r. zapoczątkowała ruch zero waste. Pisała i mówiła nie tylko o segregacji i recyklingu, ale także o ograniczeniu ilości odpadów. Wcześniej próby wdrożenia tej idei istniały tylko w przemyśle. Wielkie fabryki i koncerny, w duchu zrównoważonego rozwoju, dążyły do szukania bardziej przyjaznych środowisku rozwiązań i zmniejszania ilości odpadów w takcie produkcji. Bea została pierwszą aktywistką na rzecz zmniejszenia ilości śmieci we własnym domu. Zaczęła mówić o wzięciu odpowiedzialności za to co i ile wyrzucamy, zamiast liczyć, że z zawartości naszego kosza coś zrobi gmina, rząd czy zarządca budynku.
Radykalna Pani domu
Wydawało mi się, że książka Bei będzie bardzo radykalna. Bądź co bądź jest to kobieta, która razem z mężem i dwójką dzieci produkuje jedynie średniej wielkości słoik odpadów rocznie. Otwarcie mówi o tym, że testowała (bez sukcesu) suchy mech zamiast papieru toaletowego… . Podjęcie takich działań wymaga wręcz fanatycznego zaangażowania. Podejrzewałam, że w jej książce znajdę wiele trudnych i nierealnych do wdrożenia dla zwykłego człowieka patentów.
Zaczęłam podejrzewać, że mogę się mylić już widząc polskie tłumaczenie tytułu: „Zero Waste Home” zamieniło się w „Pokochaj swój dom”. Na okładce umieszczono też podtytuł: „Czyli jak pozbyć się śmieci, a w zamian zyskać szczęście, pieniądze i czas”. Tak mogłaby się nazywać każda książka perfekcyjnej Pani domu, minimalistów czy specjalistów od sprzątania.
Perfekcyjne zero waste
Na pierwszych stronach poznajemy autorkę. Francuzkę, która zachłysnęła się amerykańskim stylem życia. Domem na przedmieściu, przygotowywaniem eleganckich przyjęć i dbaniem o każdy detal idealnej sielanki. Niepracująca, zajmująca się domem Bea, której mąż zapewniał wysoki status społeczny, przypominała mi bohaterki „Żon ze Stepford”.
Zmiana w jej zachowaniu nastąpiła dopiero, kiedy wraz z rodziną podjęła decyzję o przeprowadzce. Państwo Johnson spakowali swoje rzeczy, sprzedali dom i zaczęli rozglądać się za nowym. Na czas poszukiwań zamieszkali w wynajętym apartamencie, a nadmiar mebli i sprzętów oddali do przechowania – licząc, że przydadzą im się później. Czas pomiędzy zmianą domów wydłużał się i wydłużał. Kiedy po roku udało się w końcu znaleźć wymarzone miejsce, rodzina zdała sobie sprawę, że nie brakowało jej rzeczy z pudeł. To przemyślenie skłoniło ich do zminimalizowania stanu posiadania. Zamiast na nowe dobra, postawili na to co ma prawdziwą wartość: czas z rodziną, obcowanie na łonie natury. Prawdziwe życie zamiast konsumpcyjnej pogoni za towarami.
Bea była perfekcyjna w byciu panią domu, postanowiła być też perfekcyjną minimalistką. Zaczęła od ograniczania zwykłych przedmiotów, przechodząc do zmniejszania zawartości kosza na śmieci. Zwracała uwagę na produkty i ich opakowania. Rozpoczęła bezśmieciowe zakupy i wytwarzanie wielu podstawowych produktów, których nie mogłam otrzymać w sklepie bez foliowych opakowań. Początkowo pracę nad domem zero waste pochłaniały sporo jej czasu i uwagi. Ostatecznie wypracowała złoty środek, który opisuje w książce.
Witaj w Polsce
Kasią Wągrowska – prowadząca bloga ograniczamsie. Miała przetartą drogę w dążeniu do zera. Inspirowała się działaniami Bei, Lauren Singer i innymi działaczami w dziedzinie ograniczania odpadów. Dostosowała ich metody i triki do polskich realiów.
Bea, jako odpadów nie liczy materiałów, o które na pewno zostaną poddane recyklingowi. Znalazła nawet firmę, która odbiera opakowania po cukierkach. Jeżeli zawieruszą się w jej domu- może wysłać je do kogoś, kto się nim zajmie w odpowiedni sposób. W Polsce nie mamy takiej możliwości.
Mamy za to mniejsze niż Amerykanie zamiłowanie do jednorazowych produktów. Plastikowe talerze jako zastawa podczas niedzielnego obiadu (bo nie trzeba zmywać) albo jednorazowa szczotka do czyszczenia toalety (takie coś istnieje?). Jesteśmy postkomunistycznym krajem, w którym ludzie mają raczej tendencję do gromadzenia niż nadmiernego wyrzucania. Wszystkie „przydasie” leżą w szafach, na strychach i garażach. Sama Bea uważa, że idea zero waste przyjęła się lepiej w Europie (szczególnie środkowej) niż w Stanach Zjednoczonych, gdzie konsumpcjonizm jest o wiele dalej posunięty.
Książka Kasi
„Życie Zero Waste” to według mnie bardziej zaawansowana pozycja dla tych, którzy już coś kiedyś o zero waste słyszeli. Chcących pogłębiać swoją wiedzę z zakresu ochrony środowiska, ekologii i ograniczania odpadów. Kasia podaje wiele dających do myślenia faktów i liczb. Dodatkowo swoją książkę uzupełnia wypowiedziami innych kobiet działających w stylu zero waste. Daje to szerszy obraz na sytuację w Polsce oraz pokazuje spojrzenie na temat z różnych perspektyw. Podoba mi się jej merytoryczność. W każdym rozdziale znajdziemy twarde dane – mówiące np. ile odpadów trafia na składowiska. To prawdziwe kompendium wiedzy. Znajdziecie tutaj zarówno przepisy na zdrowe dania (bez marnotrawstwa) jak i na kosmetyki.
Nie jest to propozycja dla kogoś, kto o zero waste nie ma pojęcia. Zbyt wiele tutaj szczegółowych wskazówek, ciężkich do wprowadzenia zaraz po przeczytaniu książki. Jeśli jednak ktoś już rozpoczął swoje pierwsze działania w kierunku ograniczania odpadów pozycja Kasi przypadnie mu do gustu. Pisze między innymi szczegółowo o kompostowaniu, o którym Bea jedynie wspomina. Podobają mi się także historie zamieszczone w książce, np. o tym jak po 8 godzinach pracy w biurze Kasi przypomniało się, że nie mam w domu nic do jedzenia – a przy sobie, żadnych woreczków. Każdy, kto już próbował bezodpadowych zakupów był kiedyś w tej sytuacji 🙂 . Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić to w „Życiu Zero Waste” brakuje mi listy przydatnych adresów i miejsc. U Bei jest tego zdecydowanie więcej. Mam wrażenie, że również dokładniej opisała swoje niezbędne zerowastowe narzędzia.
Którą książkę wybrać?
Dla mnie „Pokochaj swój dom” to lekka poradnikowa pozycja, którą szybko się czyta. To podręcznik do uproszczenia swojego życia połączony z wątkiem bezśmieciowym. Czytając ją miałam wrażenie, że Bea Johnson to taka zero wastowa Marie Kondo (autorka bestsellerowej książki „Magia sprzątania”). Część rad i złotych myśli pokrywa się u obu autorek. Dlatego też poleciłabym tę pozycję, każdemu, kto jeszcze nie ma pojęcia, że można ograniczyć odpady w domu.
Daje do myślenia i poleca proste rozwiązania. Oczywiście, kilka fragmentów może być zbyt radykalnych, ale wierzę, że jeżeli przeczyta się tę książkę „na luzie” może przynieść dużo dobrego. Pokazuje jak można ograniczyć nie tylko ilość przedmiotów, ale także świadomie zmniejszyć ilość generowanych przez nas śmieci. Każdy rozdział jest zakończony sposobami na pozbycie się nadmiaru rzeczy oraz propozycjami przyjaznych dla środowiska zamienników. Bea podaje proste, sprawdzone sposoby. Zakupy w stylu zero waste nie są trudne, a sukces leży w zastanowieniu się co tak naprawdę jest nam potrzebne do szczęścia i życia.
Pozycja Kasi to zbiór wielu ciekawych rad i przepisów np. na stworzenie własnych kosmetyków czy podstawowych produktów domowego użycia. Może uzupełnić wiedzę osób zainteresowanych bezśmieciowym życiem. Zbiera również w jednym miejscu zero wastowe zasady w każdym obszarze, pokazując jak dane rozwiązanie działa na jej przykładzie. Podsumowując, jeżeli miałabym wybrać dla siebie jedną z tych dwóch książek zdecydowałabym się na „ Życie Zero Waste”. Jeśli jednak chciałabym komuś sprezentować trochę wiedzy o bezodpadowym życiu wręczyłabym mu książkę Bei – łatwiej przetrze szlaki.
Którą z nich chcielibyście przeczytać?
6 komentarzy
Blog Kasi znam już jakiś czas i bardzo ją cenię, natomiast Bea Johnson wydawała mi się niezłą dziwaczką. W końcu kto normalny produkuje tak mało śmieci! 😛 Jestem bardzo ciekawa tej książki, bo zdaje się, że miałam zupełnie mylne przekonanie o „guru”zw.
Jeśli chodzi o Bea to też miałam mieszane uczucia. Niektóre z jej porad wydawały mi się kompletnie oderwane od rzeczywistości. Na szczęście książka jest napisana z uwagą i skupia się na tym co może wdrożyć każdy 🙂
Trafiłam na Twoją stronę z polecenia autorki chronimysrodowisko.pl. Od dłuższego czasu interesuję się zero waste ale dopiero od niedawna powoli wprowadzam go w życie. Wczoraj przyszła do mnie książka Kasi i jestem nią zachwycona. Uwielbiam fakty i konkrety, zawsze działam zadaniowo więc ta pozycja jest zdecydowanie dla mnie. Być może nie ma listy przydatnych adresów bo nie ma ich jeszcze zbyt wiele? Kasia wspomina o kooperatywach, giveboxach czy sklepach, ale myślę, że te typowo zero waste są w dużych miastach gdzie łatwo je znaleźć. U mnie, 100km od Warszawy, na próżno szukać takich cudownych warzywniaków ze świetnej jakości produktami, nie wspomminając już o tym, że muszę jeść bezglutenowo a to jest praktycznie nie do znalezienia luzem 😉 Fajny wpis porównujący książki, już wcześniej czytałam recenzje i zdecydowałam się na „Życie zero waste” bo byłam pewna, że będzie omawiała nasze polskie realia. Lecę czytać Twoje kolejne wpisy 🙂
Z bezglutenowym jest ten problem, że nigdy nie wiadomo, czy nie wymieszało się z czymś glutenowym… Nie mam tego problemu, ale rozumiem osoby, które mają przez to kłopot z bezodpadowymi zakupami. Trzeba działać na miarę swoich możliwości 🙂
Co do małych miejscowości to rzeczywiście ciężko w nich o piękne sklepy z tysiącem produktów bez opakowań ale perełki się zdarzają. No i łatwiej dogadać się z Panią w sklepie, żeby zapanowała Ci do swojego opakowania jak Cię kojarzy z widzenia :).
oh… nie lubię jak książki pro eko nie mają swoich wersji na czytnik. Nie zawsze nowości wydawnicze znajdziemy w bibliotece. Nie podoba mi się ten fakt, że autorka nie zwraca na to uwagi czy wydawca. W takim przypadku nie kupię takiej książki.
Dobrze, że książka Kasi jest w formie ebooka! 🙂
Chyba obie pozycje o zero waste są w wersji na czytnik 😀